
Środa. Na początek full english breakfast, spakowanie sprzętu i wycieczka do sklepu wędkarskiego, a następnie wyjazd na plażę do Mappleton. Idealny dojazd, parking bezpłatny na klifie, bezproblemowe zejście do plaży i zaczynają sie połowy. Plaża kamienno-piaskowa, za nami spore klify-urwiska, w Polsce spotykane chyba tylko na Rozewiu, mówiąc krótko dość surowe widoki, a przed nami Morze Północne z umiarkowaną falą i wiatrem południowo zachodnim. Zaczynamy łowic około południa i trafiamy na szczyt odpływu i początek przypływu. Zestawy dwuchaczykowe, a na nich fileciki ze szprotki, krewetki lub kalmara. Niestety nie posiadamy jeszcze lugworm-ów (Piaskówka, nalepian, piasecznica, piasecznik (Arenicola marina) – gatunek wieloszczeta z rodziny Arenicolidae, występujący na wybrzeżach Morza Bałtyckiego i Morza Północnego w Polsce nie został stwierdzony.) używanych często przez angielskich wędkarzy. Po około dwóch godzinach jest pierwszy okaz, czyli Zimnica ( Limanda limanda - gatunek ryby flądrokształtnej z rodziny flądrowatych. ) coprawda niewielka ale jest. Trafił sie nam nieszczęsny jeden z krabów, kóre skutecznie pozybywały nas przynęty na haczykach. Ciekawostką było złowienie ryby o dzwięcznej nazwie Motela ( Enchelyopus cimbrius – gatunek morskiej ryby dorszokształtnej z rodziny dorszowatych (Gadidae), jedyny przedstawiciel rodzaju Enchelyopus). Po kilku godzinach mało efektywnych połowów treningowych wracamy do hotelu z planami na kolejny dzień.
Czwartek. Pobudka o trzeciej w nocy, a o czwartej sprzęt w dłoniach i wyjście piechotką do portu na poranne treningowe łowienie z umocnień portowych. Po kilkuminutowym spacerze jesteśmy na miejscu. Przygotowanie sprzętu i zaczyna się zabawa. Uzbrojeni w klasyczne zestawy 2 hook flapper ring ( dwu haczykowe), a na nich filecik z kalmara, krewetki czy szprotki. Po kilku minutach są pierwsze brania i pierwsze ryby z rodziny flądrokształtnych, czyli Zimnice. Okazy coprawda nie zbyt imponujące, brania co kilka minut, zdażały się nawet dublety kilka razy i oczywiście stosowanie sportowej zasady catch & release (złap i wypuść). Kilka godzin zabawy i o 8:30 powrót to hotelu, czywiście poranne angielskie śniadanie i wyjazd na łowisko w Fraisthorpe na kolejne treningowe połowy i poszukiwanie lugworm-ów. Dojazd na łowisku bezproblemowy, parking prywatny u miejscowego gospodarza, płatny, za symbolicznego "funciaka". Plaża piaskowa, delikatne, łagodne zejście do wody. Widoczne pozostałości po umocnieniach po II wojnie światowej oraz niewielkie klify. Połowy zaczynamy około 10 i trafiamy na początek odpływu, wiatr wschodni, ciśnienie 1024 hpa i słoneczną pogodę z małym zachmurzeniem. W związku z tym, iż plaża jest z łagodnym ześciem do morza mieliśmy okazję zobaczyć i doświadczyć emocji z łowieniem na odpływie, który na takiej plaży wygląda w ten sposób że woda cofa się na około 60-70 metrów więc średnio co 20 minut trzeba było wędki ze stojakami przesuwać do przodu w kierunku morza o kilka metrów.
Podczas łowienia na plaży pojawiło się kilku miejscowych wędkarzy, kórzy nie tylko zajmowali się wędkowaniem ale równiez pozyskiwaniem z piasku podczas odpływu długo oczekiwanych przez na nas Lugwormów. Po kilkuminutowych obserwacjach dochodzi do spotkania face to face z owymi wędkarzami i pomimo bariery jezykowaj wędkarz z wędkarzem zawsze się dogada. Dowiadujemy się, iż koledzy wędkarze również będą startować w weekendowych zawodach, że plaża na której obecnie jesteśmy to najlepsze miejsce do pozyskiwania lubwormów ale nie koniecze najlepsze miejsce jeśli chodzi o wędkowanie. Przy okazji dowiadujemy się jakie są najlepsze lecz dośc trudne łowiska. Po kilku cennych wskazówkach i praktycznych radach jak pozyskiwać morskie robaki zabieramy się do pracy.

Podczas łowienia na plaży pojawiło się kilku miejscowych wędkarzy, kórzy nie tylko zajmowali się wędkowaniem ale równiez pozyskiwaniem z piasku podczas odpływu długo oczekiwanych przez na nas Lugwormów. Po kilkuminutowych obserwacjach dochodzi do spotkania face to face z owymi wędkarzami i pomimo bariery jezykowaj wędkarz z wędkarzem zawsze się dogada. Dowiadujemy się, iż koledzy wędkarze również będą startować w weekendowych zawodach, że plaża na której obecnie jesteśmy to najlepsze miejsce do pozyskiwania lubwormów ale nie koniecze najlepsze miejsce jeśli chodzi o wędkowanie. Przy okazji dowiadujemy się jakie są najlepsze lecz dośc trudne łowiska. Po kilku cennych wskazówkach i praktycznych radach jak pozyskiwać morskie robaki zabieramy się do pracy.

Wieczorem udaliśmy się do South Cliff Caravan Park, do siedziby całych mistrzostw. I tutaj oczywiście na samym początku miła niespodzianka, bo po zaparkowaniu auta po kliku minutach zostaliśmy zaczepieni przez dwóch panów, którzy po krótkiej rozmowie okazalai się głównymi organizatorami, z którymi miałem przyjemność mailować. Bardzo miłe przyjęcie z ich strony i wyrazy zadowolenia, że pojaiwliśmy sie na tych zawodach, że jesteśmy pierwszymi polakami startującymi oficjalnie w tych zawodach. Udzielili nam kilka cennych uwag na temat zawodów i organizacji, po czym udaliśmy się na zasłużony odpoczynek.




Zdobyta ogromna wiedza teoretyczna jak i praktyczna, o wiele większa niż wyczytana na forach internetowych. Możliwość rywalizacji z blisko 1000 wędkarzami z Anglii, Niemiec, Holandii, Belgii, Danii. Obecność na największej imprezie surfcastingowej na świecie, w której nawiasem mówiąc pierwszy raz oficjalnie startowali polacy przez 19 lat trwania imprezy. Wyjazd zaliczony do bardzo udanych, będący zarazem wspaniałą przygodą. Za rok na pewno tam wracamy.
tekst i foto: prk